gototopgototop

английский

итальянский

немецкий

нидерландский

датский

шведский

норвежский

исландский

финский

эстонский

латышский

литовский

греческий

албанский

китайский

японский

корейский

вьетнамский

лаосский

кхмерский

бирманский

тайский

малайский

яванский

хинди

бенгальский

сингальский

тагальский

непальский

малагасийский

Жюль Верн (Jules Verne), книга «Дети капитана Гранта» (Dzieci kapitana Granta) на польском языке

Жюль Верн (Jules Verne) роман «Дети капитана Гранта» (Dzieci kapitana Granta) на польском языке читать онлайн – глава III и IV. Начало можно найти на странице «Дети капитана Гранта» (Dzieci kapitana Granta) на польском языке.

Многие произведения, которые написал Жюль Верн (Jules Verne), были переведены на самые распространённые языки мира, в том числе и на польский.

Другие книги на польском разных жанров можно читать онлайн в разделе «Книги на польском языке», а для детей есть раздел «Сказки и легенды на польском языке». Тексты сказок этого раздела короткие и несложные, поэтому подойдут для студентов, начинающих изучение польского языка.

Для тех, кому больше нравится слушать книги, создан раздел «Аудиокниги на польском языке», где также есть также аудиосказки братьев Гримм.

Для любителей польских фильмов есть раздел «Фильмы на польском языке с субтитрами», где можно смотреть онлайн или скачать бесплатно различные польские фильмы. Если вас интересуют также фильмы на разных языках стран Европы и мира, посмотрите каталог «Фильмы онлайн».

Для тех, кого интересует изучение польского языка не только самостоятельно по фильмам и книгам, но и с опытным преподавателем, есть необходимая информация в разделе «Польский по скайпу».

Кого интересуют вопросы, связанные с получением Карты поляка, посмотрите тематические статьи в разделе «Карта поляка».

 

Теперь переходим к чтению романа Жюля Верна «Дети капитана Гранта» (Dzieci kapitana Granta) на польском языке. На этой странице выложены III и IV главы книги, а ссылка на продолжение романа Жюля Верна будет в конце страницы.

 

III. MALCOLM - CASTLE

Zamek Malcolm, jeden z najpoetyczniejszych w Szkocji, wzniesiony jest ponad piękną doliną wioski Luss, a czyste wody jeziora Lomond obmywają granitowe podstawy jego murów. Od niepamiętnych czasów należał on do rodziny Glenarvan, która w ojczyźnie Rob-Roya i Fergusa Mac-Gregora przechowała w czystości tradycje gościnnych obyczajów starych bohaterów walterskotowskich. W epoce rewolucji socjalnej w Szkocji, ci z wasalów, którzy nie mogli dawnym naczelnikom klanów zbyt wygórowanych opłacać dzierżaw, zostali usunięci; jedni poumierali z głodu, drudzy zostali rybakami, a inni nareszcie wyemigrowali. Rozpacz była powszechna. Jedna tylko rodzina Glenarvanów zachowała to przekonanie, że dotrzymanie słowa równie obowiązuje wielkich i małych, i nie naruszyła stosunków swych z dzierżawcami. Ani jeden z nich nie opuścił rodzinnej swej strzechy i ziemi, w której spoczywały prochy jego przodków; wszyscy pozostali w klanie swych dawnych wodzów. Dlatego też w tej epoce nawet, w tym wieku obojętności i niezgody, rodzina Glenarvan miała samych jedynie Szkotów tak w zamku Malcolm, jak i na pokładzie Duncana; wszyscy oni byli potomkami wasalów Mac-Gregora, Mac-Farlane'a, Mac-Nabbsa, Mac-Naugthonsa, to jest byli synami hrabstw Sterlingu i Dumbartonu. Dzielni ci ludzie duszą i ciałem oddani byli swemu panu, a niektórzy z nich dotąd jeszcze nie zapomnieli dawnego narzecza starej Kaledonji.

Lord Glenarvan był panem ogromnego majątku, którego używał szczodrze na cele dobroczynne; dobroć serca przewyższała jeszcze wrodzoną mu szlachetność i hojność. Pan Lussy, laird Malcolmu, był reprezentantem swego hrabstwa w izbie lordów, lecz w charakterze legitymisty-jakóbity. Niewiele dbając o przypodobanie się domowi Hanowerskiemu, źle też był widziany przez angielskich mężów stanu, szczególniej zaś dlatego, że trzymał się starych tradycyj swych przodków i energiczny stawiał opór wdzieraniu się "tradycyj południowych" w sferę polityczną. Przy tem wszystkiem lord Edward Glenarvan nie był człowiekiem ani zacofanym, ani krótkowidzącym, ani ograniczonej inteligencji. Owszem, bramy jego hrabstwa otworem stały dla wszelkiego postępu; ale w duszy pozostawał Szkotem i dla sławy to Szkocji z jachtami swemi stawał do zapasów na wszystkie gonitwy i walki, ogłaszane przez "Królewski Jachtowy Klub na Tamizie".

Edward Glenarvan miał trzydzieści dwa lata; był wysokiego wzrostu, rysów twarzy nieco surowych; miał nieopisaną słodycz spojrzenia, a cała postawa jego tchnęła urokiem górskiej poezji "highlandu". Znany był jako waleczny, przedsiębiorczy, zuchwały "Fergus" XIX wieku, lecz zarazem dobry nad wszelki wyraz.

Lord Glenarvan od trzech dopiero miesięcy zaledwie był żonaty; poślubił on miss Helenę Tuffnel, córkę słynnego podróżnika Wiliama Tuffnela, który sam był jedną z licznych ofiar nauk geograficznych i zgubnej namiętności do odkryć.

Miss Helena nie należała do szlacheckiej rodziny, ale była Szkotką, co w oczach lorda Glenarvan miało największą wartość - i młodą tę, powabną, odważną i przywiązaną dziewicę pan na Lussy wybrał na dozgonną swą towarzyszkę. Poznał ją żyjącą samotnie, sierotę, prawie bez majątku, mieszkającą w domu ojcowskim w Kilpatrick. Odrazu odgadł w nie] zacną niewiastę i poślubił ją bez namysłu. Miss Helena miała dwadzieścia dwa lata, blond włosy i oczy jasno-niebieskie, jak woda na szkockich jeziorach w pięknym wiosny poranku. Miłość jej dla męża była większa jeszcze niż wdzięczność. Kochała go tak, jakgdyby to ona była bogatą dziedziczką, a on ubogim sierotą opuszczonym. Dzierżawcy, włościanie i słudzy duszęby za nią oddali z ochotą i nazywali ją: nasza dobra pani z Luss.

Lord Glenarvan i lady Helena żyli szczęśliwi w Malcolm-Castle, w pośród wspaniałej i dzikiej zarazem natury kraju górzystego, przechadzając się pod cieniem starych kasztanów, brzmiących jeszcze niekiedy echem dawnych wojennych pieśni (pibrochs), lub błądząc wśród opustoszałych wąwozów, gdzie historja Szkocji w odwiecznych wypisana jest zwaliskach. To błądzili po lasku brzezinowym czy modrzewiowym, wpośród obszernych płaszczyzn, zasianych pożółkłym wrzosem, to wdzierali się na strome szczyty Ben Lomondu, albo konno przebiegali puste odłogi, napawając się pięknościami tej poetycznej krainy, dotąd jeszcze nazywanej "Krainą Rob Roya", którą z takim czarującym talentem opiewał Walter-Scott nieśmiertelny. Przy zapadającym zmroku, gdy na horyzoncie rozbłysła jasna latarnia Mac-Farlane'a, przy świetle jej chodzili po galerji, okalającej zamek -Malcolm, a tam zadumani, samotni, nie pomnąc o reszcie świata, wśród poważnego milczenia natury, marzyli długo, mile... aż ich noc chłodna ostrzegła nareszcie, że potrzeba powrócić do komnat zamczyska.

Tak im przeszły pierwsze po ślubie miesiące. Lecz lord Glenarvan nie zapomniał, że żona jego była córką wielkiego podróżnika; domyślał się, że lady Helena musi żywić w duszy wszystkie skłonności swego ojca, i nie mylił się w tym względzie. Duncan został zbudowany nato jedynie, aby lorda i lady Glenarvan przeniósł do najpiękniejszych w świecie krain, na wody morza Śródziemnego, a nawet aż do wysp archipelagu. Łatwo odgadnąć, jaką radość lady Helenie sprawiło oddanie Duncana do jej rozporządzena. Bo i rzeczywiście, czyż jest większe szczęście, jak upajać się wrażeniami pierwszej miłości pod zachwycającem niebem Grecji i miesiąc miodowy spędzić na czarownych wybrzeżach Wschodu!

Tymczasem lord Glenarvan pojechał do Londynu. Ponieważ chodziło o ocalenie biednych rozbitków, zatem chwilowe to oddalenie się męża więcej niecierpliwiło, niżeli zasmucało lady Helenę. Nazajutrz rano depesza od męża otrzymana uwiadamiała ją o rychłem jego powrocie; wieczorem tegoż dnia odebrała list, w którym prosił ją o przedłużenie urlopu, bo propozycje jego napotkały na niejakie trudności; trzeciego dnia lady Helena znowu otrzymała od męża list, w którym lord nie taił swego niezadowolenia z admiralicji.

Od tej chwili lady Helena poczęła być niespokojna. Wieczorem, gdy sama siedziała w swym pokoju, intendent zamku, p. Halbert, wszedł z zapytaniem, czy lady pozwoli wprowadzić do siebie nieznane dziewczę z chłopczykiem, którzy pragną widzieć się z lordem Glenarvan.

- Czy są z tych stron? - spytała lady Helena.

- Nie, pani - odrzekł intendent - nie znam ich; do Balloch przybyli koleją, a z Balloch do Luss przyszli pieszo.

- Poproś ich, panie Halbert - rzekła lady Glenarvan.

Intendent wyszedł. W chwilę potem młoda para wprowadzona była do pokoju lady Heleny. Byli to brat i siostra; podobieństwo rysów pokazywało to na pierwszy rzut oka. Siostra miała lat szesnaście; piękna jej, choć tchnąca niejakiem strudzeniem twarzyczka, oczy, na których znać było, że często i długo płakały, postawa pełna rezygnacji i odwagi, skromna, lecz porządna i czysta odzież, dobrze o niej świadczyły. Trzymała ona za rękę chłopczyka dwunastoletniego, który z postawy pragnąłby uchodzić za opiekuna i protektora swej starszej siostry. I rzeczywiście, ktoby chciał jej ubliżyć, niełatwą miałby sprawę z tym zuchwałym malcem.

Siostra zmieszała się trochę w obecności lady Heleny, lecz ta zachęcając ją uprzejmem, dobrotliwem wejrzeniem, rzekła: - Macie mi coś do powiedzenia, moje dzieci?

- Nie - odpowiedział śmiało chłopiec - nie z panią, lecz z lordem Glenarvan pragnęlibyśmy pomówić.

- Daruj mu pani jego śmiałość - rzekła wtedy dziewczynka karcąc brata wzrokiem.

- Niema w tej chwili w zamku lorda Glenarvana - powiedziała lady Helena - lecz jestem jego żoną i mogę go wam w zupełności zastąpić.

- Pani jest lady Glenarvan? - zawołało dziewczę.

- Tak jest, miss.

- Żoną lorda Glenarvan z Malcolm-Castle, który w Timesie ogłosił, że ma wiadomość o rozbitym okręcie Britannia?

- Tak, tak! - z niecierpliwością powtórzyła lady Helena - a wy....

- Ja jestem miss Grant, pani, a on jest moim bratem.

- Miss Grant! miss Grant! - zawołała lady Helena, chwytając dziewczynkę za ręce i ciągnąc ją ku sobie - a potem nagle obróciła się do malca i szczerze go ucałowała.

- Pani - rzekło dziewczę - co wiesz o nieszczęściu mojego ojca? Czy on żyje? Czy go kiedy zobaczymy? Powiedz mi, błagam cię!... zaklinam na wszystko.

- Moje dziecię - odparła lady Helena - nie chciałabym lekkomyślnie odpowiedzieć na tak ważne pytanie, aby cię nie łudzić.

- Mów pani, mów na Boga! mam siłę do zniesienia wszelkiej boleści... mogę słuchać wszystkiego.

- Moje drogie dziecię - rzekła znowu lady Helena - bardzo słabą mamy nadzieję, lecz przy Bożej pomocy może kiedyś zobaczycie jeszcze waszego ojca.

- Boże mój, Boże! - zawołała miss Grant, nie mogąc powstrzymać łez radości; mały Robert tymczasem pocałunkami okrywał ręce lady Heleny.

Gdy minęło to pierwsze wrażenie bolesnej radości, dziewczę zarzuciło pytaniami dobrą lady Glenarvan, która opowiedziała jej całe zdarzenie ze znalezionemi w butelce papierami, pozwalającemi się domyślić, że okręt Britannia zabłąkał się na wybrzeżach Patagonji; że po jego rozbiciu się, kapitan z dwoma, jacy przy życiu zostali, majtkami, musiał dostać się na ląd; że nareszcie w tym dokumencie, spisanym w trzech językach i powierzonym falom oceanu, żądają, by im przybyć z pomocą.

W czasie tego opowiadania, Robert Grant pożerał oczyma lady Glenarvan; życie jego zdawało się zależeć od słów, przez nią wymawianych. W dziecięcej jego wyobraźni żywo rysowały się obrazy niebezpieczeństw, na jakie ojciec jego w tej chwili mógł być narażonym; widział go jużto na pokładzie Britannji, jużto tonącego w falach oceanu, lub też pomagał mu myślą wspinać się na skałę, mającą uratować mu życie. Po kilkakroć przerywał opowiadanie lady Heleny wykrzyknikami:

- Mój ojcze! mój biedny ojcze!

Dziewczę ze złożonemi rękami, całe drżące, powstrzymując dech, słuchało opowiadania, nie przerywając go ani jednym wyrazem; po skończeniu zaś zawołała, zalewając się łzami: - Ten papier, oh! daj mi pani ten papier!

- Nie mam go już, moje dziecię - odpowiedziała lady Helena.

- Już go pani nie masz!

- W interesie waszego ojca lord Glenarvan musiał go zabrać do Londynu; lecz upewniam cię, że co do słowa powtórzyłam ci treść jego.

- Ale pragnęłabym widzieć pismo mojego ojca.

- Jutro może lord Glenarvan powróci. Mąż mój przez pokazanie tego dokumentu chce nakłonić ministra marynarki do bezzwłocznego wysłania okrętu na poszukiwanie kapitana Granta.

- Czy być może pani! uczyniliście to dla nas?

- Tak, moja droga miss, i co chwila oczekuję powrotu mojego męża.

- Pani! - rzekło dziewczę głęboko wzruszone i podniecone - niech wam Niebo zapłaci za tę dobroć i łaskę!

- Drogie dziecię - rzekła lady Helena - nie zasługujemy na żadną wdzięczność: każdy inny na naszem miejscu zrobiłby toż samo. Oby się tylko spełniły błogie nasze nadzieje! Tymczasem, do powrotu lorda Glenarvan pozostańcie w zamku...

- Pani - odezwała się miss Grant - nie śmiemy nadużywać współczucia, jakie raczysz okazywa? nieznajomym...

- Nieznajomym! moje drogie dziecię, ani ty, ani brat twój nie jesteście obcymi w tym domu, a przedewszystkiem pragnę, aby za swym powrotem lord Glenarvan mógł powiedzieć dzieciom kapitana Granta o tem, co się da uczynić dla ocalenia ich ojca.

Nie można było nie przyjąć tak serdecznej ofiary. Stanęło więc na tem, że miss Grant i brat jej Robert czekać będą w Malcolm-Castle powrotu lorda Glenarvan.

 

IV. PROPOZYCJA LADY GLENARVAN

Podczas opowiadania lady Helena nie wspomniała ani o obawach swego męża, wyrażonych w liście jego, pisanym z Londynu, ani też o przypuszczalnej niewoli kapitana Granta u lndjan Ameryki Południowej. Bo i nacóż było zasmucać biedne dzieci obrazem okropności położenia ich ojca? Dlaczego niszczyć lub umniejszać nadzieje, rodzące się w ich duszy? W każdym razie nicby to ani pomóc, ani odmienić nie mogło. Lady Helena wolała zatem przemilczeć wszystkie niemiłe okoliczności, a odpowiedziawszy na zapytania miss Grant, zkolei rozpytywać ją poczęła o szczegóły jej życia i o stanowisko w tym świecie, w którym zdawała się być jedyną opiekunką swego braciszka.

Wzruszające a szczere opowiadanie dziewczęcia zwiększyło tylko sympatję, jaką od pierwszej chwili uczuła dla niej lady Glenarvan.

Miss Mary i Robert Grant byli jedynemi dziećmi kapitana, Harry Grant utracił żonę, która umarła przy wydaniu na świat Roberta, a wyjeżdżając na długie i dalekie podróże, dzieci swe powierzał opiece poczciwej staruszki, swej krewnej. Kapitan Grant był odważnym marynarzem, znał wybornie swe rzemiosło, był zarówno dobrym żeglarzem, jak i kupcem - to jest posiadał dwa przymioty nieodzownie potrzebne w marynarce handlowej. Mieszkał wraz z dziećmi swemi w mieście Dundee, w hrabstwie Perth w Szkocji, i stamtąd też pochodził. Ojciec jego był pastorem; dał mu wykształcenie wszechstronne w tem przekonaniu, że ono każdemu, nawet marynarzowi, przydać się może.

Kapitan Harry prowadził i na swoją rękę niewielkie interesy handlowe, które mu się dość powodziły, tak, że w kilka lat po urodzeniu się Roberta zebrał już był maleńką fortunę. Wtedy to w umyśle jego zrodziła się myśl, która imię jego rozsławiła w całej Szkocji. Jak GIenarvanowie oraz klika innych znakomitych rodzin, tak Grant nie przylgnął sercem do zaborczej Anglji. Według jego przekonań i pojęć, interesy jego kraju nie mogły się pogodzić z interesami i widokami Anglosasów; dla nadania tym interesom rozwoju bardziej samoistnego, postanowił założyć wielką osadę szkocką na jednym z lądów Oceanji. Czy marzył on o takiej niezawisłości, jakiej przykład dały Stany Zjednoczone, jaką kiedyś zdobędą dla siebie Indje i Australja? Być może.Być może nawet, że nie wahał się wygłaszać swych nadziei. Łatwo więc zrozumieć, że rząd odmawiał swej pomocy w owych projektach kolonizacyjnych, a nawet stawiał mu trudności, które w każdym innym kraju byłyby zniechęciły umysł najbardziej nawet przedsiębiorczy. Lecz Harry nie

tak łatwo dawał się zniechęcić: odwołał się do patrjotyzmu swych rodaków, poświęcił cały swój majątek, zbudował okręt, a dobrawszy sobie ludzi pewnych i powierzywszy dzieci swoje opiece zacnej staruszki krewnej, puścił się na zwiedzenie wielkich wysp Oceanu Spokojnego. Było to w roku 1861. Przez rok cały, to jest aż do 1862, miano o nim ciągle wiadomości; lecz od wyjazdu jego z Callao w czerwcu nie słyszano już więcej o statku Britannia, a Gazeta Morska nic nie donosiła o losie kapitana.

W tym właśnie czasie umarła stara krewniaczka Granta, a dzieci pozostały bez opieki.

Marja Grant miała wtedy lat czternaście; mężnego umysłu dziewczynka nie ulękła się nowego, acz nader krytycznego położenia i poświęciła się całkowicie swemu braciszkowi, który podówczas był jeszcze dziecięciem. Potrzeba go było wychowywać i uczyć. Biedna dziewczynka pracowała po dniach i nocach, wszystkiego sobie odmawiała, żyła jak najoszczędniej, i przy tak roztropnem a wytrwałem postępowaniu, zdołała godnie odpowiedzieć przyjętym na się obowiązkom matki. Dzieci mieszkały w Dundee, znosząc szlachetną nędzę z nadzwyczajną siłą i wytrwałością. Marja myślała tylko o swym bracie; przyszłość jego stała się marzeniem jej życia. Miała głębokie przekonanie, że okręt Britannia na zawsze już był stracony, i że ojciec nie żyje; łatwo więc zgadnąć, z jakiem wzruszeniem przeczytała wypadkowo w Timesie wezwanie lorda Glenarvana, które natchnęło ją nagle otuchą.

Nie było się co namyślać. Zdecydowała się stanowczo pojechać, choćby poto tylko, aby się dowiedzieć, że zwłoki kapitana Granta i szczątki rozbitego okrętu znaleziono gdzieś daleko na bezludnem wybrzeżu. W każdym razie było to jeszcze lepsze, aniżeli owa wieczna niepewność i niepokój.

Myślą swą podzieliła się z bratem i tego samego dnia, wsiadłszy na pociąg, dojechali do Perth, a stamtąd przed wieczorem stanęli w Malcolm-Castle, gdzie po tylu przebytych cierpieniach w duszy jej zabłysnął słaby promyczek nadziei.

Wszystkie te szczegóły Marja z całą naiwnością i prostotą opowiadała lady Helenie, która do głębi serca wzruszona, cisnęła do swojej piersi niewinne główki dzieci kapitana Granta, oblewając je łzami serdecznego współczucia.

Robert, jakby po raz pierwszy słyszał całą tę historję, z niezmiernem zajęciem chwytał wyrazy opowiadania swej siostry.

Tymczasem zmrok zapadł; lady Helena, wiedząc, jak dzieci utrudzone są podróżą, prosiła je, aby udały się na spoczynek Odprowadzone do przeznaczonego im pokoju, usnęły wkrótce, marząc o lepszej dla siebie przyszłości.

Po ich odejściu, lady Helena kazała poprosić do siebie majora i opowiedziała mu wszystko.

- Zuch dziewczyna z tej Marji Grant - rzekł Mac-Nabbs, wysłuchawszy opowiadania kuzynki.

- Daj Boże, aby mężowi mojemu powiodły się jego starania - powiedziała lady Helena - bo inaczej, położenie tych dwojga dzieci byłoby okropne.

- Zamiary mojego dostojnego kuzyna powiodą się - odrzekł Mac-Nabbs - powiodą się pewno, chybaby lordowie admiralicji mieli serca twardsze od kamienia portlandzkiego.

Pomimo takiego zapewnienia, lady Helena spędziła noc bardzo niespokojnie i nie mogła usnąć ani na chwilę. Nazajutrz, ledwie świtać poczęło, Marja Grant i brat jej, Robert, przechadzali się już po wielkim dziedzińcu zamkowym, gdy nagle słyszeć się dał turkot nadjeżdżającego powozu. Lord Glenarvan wracał śpiesznie do Mancolm-Castle, a w parę minut potem lady Helena wybiegła na spotkanie męża; za nią zaś podążał major.

Lord Edward zdawał się smutny, zawiedziony, gniewny; żonę uścisnął w milczeniu.

- I cóż, drogi Edwardzie! - zawołała lady Helena.

- Ha! kochana Heleno - odrzekł lord Glenarvan - ci ludzie są bez serca.

- Odmówili...

- Tak jest, odmówili mi okrętu! Mówili wciąż o miljonach, straconych napróżno przy poszukiwaniach Franklina! Utrzymywali, że dokument, przeze mnie przedstawiony, jest niejasny, niewyraźny; powiedzieli, że ci nieszczęśliwi zaginęli już przeszło od dwu lat i że niepodobna przeszukiwać całej Patagonji dla wynalezienia trzech ludzi - trzech Szkotów! - że poszukiwanie to będzie nadaremne i niebezpieczne, bo może kosztować więcej ludzi, aniżeli ocalić można. Słowem, przytoczyli wszystkie najbezzasadniejsze powody, jakie tylko dać mogą ludzie, chcący odmówić. Nie zapomnieli widać o zamiarach kapitana, i biedny Grant jest już, jak się zdaje, na zawsze stracony!

- Mój ojciec! mój nieszczęśliwy ojciec! - krzyknęła Marja Grant, padając do nóg lorda Glenarvan.

- Twój ojciec! Jakto miss? - zapytał lord zdziwiony.

- Tak, Edwardzie, to jest miss Marja i jej brat Robert, dwoje dzieci kapitana Granta, które wyrok admiralicji skazuje na wieczne sieroctwo.

- Ah! miss - rzekł lord Glenarvan, podnosząc dziewczę - gdybym był wiedział o twojej tu obecności...

Nie dokończył swej myśli! Przykre, łkaniami tylko przerywane milczenie panowało przez chwilę. Nikt nie śmiał się odezwać, ani lord Glenarvan, ani lady Helena, ani major, ani tem bardziej nikt ze służby zamkowej, otaczającej w milczeniu swego pana; lecz z postawy i rysów całego tego zgromadzenia Szkotów widać było, że protestowali w duszy przeciw postąpieniu rządu angielskiego.

Po dość długiej przerwie, major, zwracając się do lorda Glenarvana, rzekł:

- Więc już żadnej niema nadziei?

- Żadnej.

- No, to ja - zawołał mały Robert - ja pójdę jeszcze do tych ludzi, zajrzę im w oczy, a zobaczymy...

Robert nie dokończył pomyślanej groźby, bo go siostra powstrzymała - ale zaciśnięta pięść dowodziła niebardzo pokojowego usposobienia chłopca.

- Nie, Robercie, nie - rzekła Marja Grant - podziękujmy tym zacnym i szlachetnym ludziom za wszystko, co dla nas uczynili, przechowajmy w sercach wieczną dla nich wdzięczność i oddalmy się stąd oboje.

- Marjo! - zawołała lady Helena.

- Dokąd chcesz iść miss? - zapytał lord Glenarvan.

- Pójdę rzucić się do nóg królowej - odpowiedziało dziewczę - a zobaczymy, czy zdoła pozostać głuchą na prośby dwojga dzieci, żebrzących o ocalenie życia ich ojca.

Lord Glenarvan potrząsnął głową; nie żeby miał wątpić o sercu swej najdostojniejszej monarchini, ale dlatego, że pewnym był, iż nie dopuszczą do niej biednej dziewczyny. Suplikanci rzadko docierają do stopni tronu, i zdaje się, że Anglicy na kracie pałacu królewskiego umieścili ten sam napis, jaki kłaść zwykli na kole sterowem każdego ze swych okrętów: "Passengers are requested not to speak to the man at the wheel".

(Podróżni proszeni są, aby nie rozmawiali ze sternikiem.) Lady Helena zrozumiała myśl swego męża; wiedziała dobrze, iż daremne byłyby zabiegi biednej dziewczyny. Myślą przewidywała smutną, okropną przyszłość tych dwojga dzieci - i nagle powzięła zamiar wielki, szlachetny.

- Marjo Grant - zawołała - powstrzymaj się, dziecię moje, i wysłuchaj, co ci chcę powiedzieć.

Marja, trzymając brata za rękę, gotowa była już odejść, ale na te słowa zatrzymała się jeszcze. Wtedy lady Helena, mając oczy łez pełne, lecz rysy twarzy ożywione, przystąpiła do swego męża i głosem czystym, śmiałym rzekła: - Edwardzie! Gdy kapitan Grant pisał ten list i rzucał go w morze, powierzał los swój Bogu. Bóg nam go oddał, nam! i zgodzisz się na to, że nas chciał obrać za narzędzie ocalenia tych nieszczęśliwych.

- Nie rozumiem cię, lady Heleno - rzekł lord Glenarvan.

W całem zgromadzeniu panowało głębokie, uroczyste milczenie.

- Chcę powiedzieć - odparła lady Helena - że dobrze byłoby, gdybyśmy pierwsze chwile naszego małżeństwa dobrym oznaczyli uczynkiem. Drogi mężu, dla zrobienia mi przyjemności projektowałeś wycieczkę na naszym jachcie! Lecz czyż może być większa i prawdziwsza przyjemność, jak ocalić nieszczęśliwych, przez kraj swój opuszczonych?

- Heleno! - zawołał lord Glenarvan.

- Ty mnie rozumiesz, Edwardzie; nasz Duncan jest wybornym i dobrze zbudowanym statkiem. Może śmiało puścić się na morza południowe! Może świat objechać dokoła i objedzie w razie potrzeby! Jedźmy Edwardzie! Płyńmy szukać kapitana Granta!

W odpowiedzi na te śmiałe wyrazy, lord Glenarvan wyciągnął rękę do młodej małżonki, z uśmiechem radości przycisnął ją do serca. a Marja i Robert pocałunkami okrywali jej ręce.

Podczas tej niemej, wzruszającej sceny, słudzy zamkowi wzruszeni do żywego, jednym, zgodnym zawołali głosem:

- Wiwat! Niech żyje nasza pani! Wiwat! Po trzykroć wiwat! Na cześć lorda i lady Glenarvan!

 

Читайте дальше по ссылке продолжение романа «Дети капитана Гранта» (Dzieci kapitana Granta) на польском языке, который написал Жюль Верн. Литературные произведения других известных во всём мире писателей, переведённые на польский язык, можно читать онлайн в разделе «Книги на польском». Книги на других иностранных языках можно выбрать к каталоге «Книги онлайн».

 

французский

испанский

португальский

польский

чешский

словацкий

венгерский

румынский

болгарский

словенский

сербский

хорватский

македонский

иврит

турецкий

арабский

фарси

урду

пушту

молдавский

украинский

белорусский

русский

грузинский

армянский

азербайджанский

узбекский

казахский

киргизский

монгольский

Изучение иностранных языков - новое

Уроки иностранных языков онлайн

Что для Вас является более важным при выборе курсов иностранных языков в Киеве?